Gdy Moc była w grach silna

Dawno, dawno temu w odległej galaktyce... A w zasadzie to wcale nie tak daleko, bo nawet na naszej planecie, firma LucasArts wypuszczała bardzo dobre, a nieraz wręcz przełomowe dla rynku gier
Dawno, dawno temu w odległej galaktyce... A w zasadzie to wcale nie tak daleko, bo nawet na naszej planecie, firma LucasArts wypuszczała bardzo dobre, a nieraz wręcz przełomowe dla rynku gier produkcje. Poza fantastycznymi przygodówkami - jak seria Monkey Island czy chociażby Grim Fandango - były to przede wszystkim tytuły osadzone w świecie "Gwiezdnych wojen". I przez wiele lat wydawane pod tym szyldem produkcje cieszyły się popularnością i uznaniem recenzentów nie tylko ze względu na nawiązania do kultowej filmowej sagi, ale również - a może przede wszystkim - dlatego, że po prostu były bardzo dobrymi grami.

Jedną z ostatnich takich produkcji - zanim LucasArts poświęcił się masowej produkcji badziewi związanych z premierą "Mrocznego widma" - była kontynuacja "Dark Forces" pod tytułem "Jedi Knight". Wydany w 1995 FPS okazał się strzałem w dziesiątkę: przygody wynajętego przez Rebeliantów najemnika Kyle'a Katarna, który miał wykraść plany Gwiazdy Śmierci, a przy okazji odkrył niebezpieczny projekt Dark Troopera, rozeszły się w ponad milionie egzemplarzy i stały się tym samym najbardziej dochodową wówczas produkcją firmy. I tak już dwa lata później gracze znów mogli wcielić się w rolę sulońskiego awanturnika.

Akcja "Jedi Knighta" rozgrywa się rok po wydarzeniach przedstawionych w filmie "Powrót Jedi" w chwili, gdy Kyle Katarn dowiaduje się o śmierci swojego ojca. Od parającego się sprzedażą informacji droida 8t88 udaje mu się wycisnąć, że za jego zabicie odpowiedzialny jest Jerec: mroczny rycerz Jedi, któremu marzy się odbudowa Imperium. Już w jednej z pierwszych misji kierujemy Kyle'a do rodzinnego domu, gdzie odnajduje miecz świetlny swojego ojca i tym samym rozpoczyna swoją przygodę jako tytułowy rycerz Jedi. Naszym głównym celem będzie odnalezienie wspomnianego Jereca w pradawnej Dolinie Jedi i... I podjęcie decyzji, co dalej.

Mimo swojej naiwności i absurdalności (byle najemnik znajduje miecz świetlny w garażu ojca i zostaje nagle Jedi? bez lat szkolenia w akademii od najmłodszych lat? bez jakiejkolwiek wcześniejszej styczności z Mocą?!) historia wciąga i robi wrażenie. Przede wszystkim dlatego, że LucasArts wykorzystał modny wówczas trend na interaktywne filmy i pomiędzy poszczególnymi misjami umieścił wysokiej jakości wstawki filmowe z żywymi aktorami. Po odblokowaniu ich wszystkich (można sobie zrobić powtórkę z poziomu menu głównego) może nie złożymy sobie siódmej części "Gwiezdnych wojen", ale wartościowy spin-off - jak najbardziej. Warto wspomnieć, że na potrzeby gry nakręcono pierwszy materiał z mieczami świetlnymi od czasu "Powrotu Jedi". Druga sprawa, która pozwala wybaczyć wszelkie nielogiczności fabuły, to wiążąca się ze wspomnianym orężem zmiana stylu gry. Oto bowiem "Dark Forces II" nie jest już klonem "Dooma" w starwarsowym klimacie, lecz czymś o wiele więcej: pierwszym prawdziwym symulatorem walki mieczem świetlnym! Mimo dość szerokiego asortymentu uzbrojenia, po zdobyciu tradycyjnej broni Jedi raczej nieczęsto będziemy do niego wracać - w końcu niewiele rzeczy daje taką frajdę, jak możliwość ganiania z mieczem świetlnym.

Jednak sama przerośnięta "latarka" Jedi nie czyni, o czym na szczęście nie zapomnieli twórcy gry, oferując graczowi również całą gamę Mocy. Gama ta podzielona jest na trzy części. W neutralnej znalazły się najprostsze umiejętności, przydatne zwłaszcza do rozwiązywania porozsiewanych tu i tam łamigłówek - są to np. "mocny" skok czy przyspieszenie. Jasna strona mocy oferuje pokojowe rozwiązania jak leczenie w trakcie walki czy perswazja, dzięki której przeciwnik będzie nas ignorował. Oczywiście najciekawsze możliwości daje ciemna strona, dzięki której nauczymy się rzucać obiekatmi czy efektownie dusić wszelkich niemilców, a jeśli tylko pozostaniemy jej wierni, będzie nam dane posiąść najbardziej rajcującą rzecz w filmowym imperatorze Palpatinie, czyli umiejętność strzelania błyskawicami. Po ukończeniu poszczególnych etapów będziemy zdobywać kolejne punkty, które można rozdysponować między wspomniane Moce i tym samym mieć pewien ograniczony wpływ na rozwój naszej postaci. Nawet jednak jeśli rozwój ten daleki jest od współczesnych RPS-ów, konsekwencje naszych wyborów będą bardzo poważne i w pewnym momencie zdeterminują, jak będą wyglądały ostatnie części naszej przygody.

Zanim jednak zdecydujemy, po której stronie Mocy się opowiedzieć, przyjdzie nam przejść 21 zróżnicowanych poziomów, które zaprojektowano z wielką klasą i pomysłowością. Nawet jeśli przestarzały engine "Jedi Knighta" nie robi już dziś żadnego wrażenia (choć i tak wygląda lepiej, niż dwu-i-pół-wymiarowy silnik pierwszego "Dark Forces"), design plansz potrafi zaprzeć dech w piersiach. Przede wszystkim, levele są naprawdę ogromne. I nie mam tutaj na myśli tylko przestrzeni, po której przyjdzie nam biegać, ale również często wysokości, na których będziemy się poruszać. Są tu fragmenty rozgrywające się na kosmicznych instalacjach czy w kanionach, z których spada się ładne kilka sekund. Szczytem oryginalności twórców jest poziom rozgrywający się na mającym lada chwila wybuchnąć statku, gdzie co chwila doświadczamy zaburzeń grawitacji i z trudem ogarniamy panujący na nim chaos. Do pełnego obrazu wielkości tej gry dodajmy jeszcze regularne pojedynki na miecze świetlne z epickimi bossami - nie będę psuł zabawy zdradzając kim są przeciwnicy, ale musicie uwierzyć mi na słowo, że również w tym wypadku artystom z LucasArts nie zabrakło pomysłów.

"Star Wars Jedi Knight: Dark Forces II" to jedna z najlepszych gier osadzonych w świecie "Gwiezdnych wojen". Mamy tu wszystko, za co pokochaliśmy sagę Lucasa: miecze świetlne, którymi wreszcie możemy sami powymachiwać, muzykę Johna Williamsa, mrocznych Sithów i emocjonującą, gwiezdną przygodę. Nawet jednak zapominając o tym, "Jedi Knight" to po prostu jedna z najoryginalniejszych gier FPS swoich czasów: świetnie zaprojektowane poziomy, wyważony stosunek myślenia do strzelania i duży nacisk na fabułę w pięknych przerywnikach FMV. Nie zapominajmy też o jedynym w swoim rodzaju trybie multiplayer, który zdołały pobić dopiero następne części cyklu. Jednak ani w "Jedi Outcast", ani tym bardziej w "Jedi Academy" wszystkie wspomniane przeze mnie składniki nie złożyły się na tak idealną mieszankę. Klasyka, której grzech nie znać!
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones